Następnego ranka, schodząc coraz głębiej w szczelinę, zespół odkrył coś, co całkowicie zmieniło wszystko.
O świcie ratownicy rozpoczęli schodzenie. Szczelina pochłonęła ich liny i latarki. Osiem metrów w dół odkryli fragment czerwonego materiału: fragment kurtki Juliana, ale nie rozerwany przez upadek. Był rozdarty, jakby celowo pozostawiony.
„Wyznaczał trasę” – powiedział Morel. „Próbował zostać odnaleziony”.
Trzy metry niżej znajdowała się druga anomalia: metalowy papierek po jedzeniu z datą ważności dwa lata po jego zniknięciu.
„Czy ktoś mógłby tu zostać?” – mruknął jeden z techników.
„Albo ktoś znalazł Juliana i Clarę” – odparł Morel. „I nic nie powiedział”.
Szczelina wkrótce rozszerzyła się, tworząc poszarpaną kieszeń. Tam, pod warstwami kurzu, leżały pozostałości prowizorycznego obozu: koc elektryczny, pusta puszka po napoju gazowanym, kawałki liny i, w jednym z rogów, kolejny zawilgocony notatnik.
Wiele stron zostało uszkodzonych, ale kilka słów przetrwało: „Nie mogę wstać”, „Czekaj”, „Ranny”, „Słyszymy głosy”. Pismo zdawało się należeć do Juliana.
Jedno zdanie zmroziło cały zespół:
„Nie mogę się ruszyć. Muszę zostać…”
Skończyło się nagle.
„Julián był ranny” – powiedział cicho Morel. „A Clara… wciąż żyła”.
Ale nie było żadnych ciał.
Jeszcze bardziej niepokojące: ktoś liczył dni. Na ścianie widniały trzy powtarzające się pionowe rysy.
Co najmniej trzydzieści utworów.
Miesiąc odosobnienia.
