Ojciec i córka zaginęli w Pirenejach: pięć lat później turyści natknęli się na to, co ukryte było głęboko w szczelinie w górze.

Następnego ranka, schodząc coraz głębiej w szczelinę, zespół odkrył coś, co całkowicie zmieniło wszystko.

O świcie ratownicy rozpoczęli schodzenie. Szczelina pochłonęła ich liny i latarki. Osiem metrów w dół odkryli fragment czerwonego materiału: fragment kurtki Juliana, ale nie rozerwany przez upadek. Był rozdarty, jakby celowo pozostawiony.

„Wyznaczał trasę” – powiedział Morel. „Próbował zostać odnaleziony”.
Trzy metry niżej znajdowała się druga anomalia: metalowy papierek po jedzeniu z datą ważności dwa lata po jego zniknięciu.

„Czy ktoś mógłby tu zostać?” – mruknął jeden z techników.

„Albo ktoś znalazł Juliana i Clarę” – odparł Morel. „I nic nie powiedział”.

Szczelina wkrótce rozszerzyła się, tworząc poszarpaną kieszeń. Tam, pod warstwami kurzu, leżały pozostałości prowizorycznego obozu: koc elektryczny, pusta puszka po napoju gazowanym, kawałki liny i, w jednym z rogów, kolejny zawilgocony notatnik.

Wiele stron zostało uszkodzonych, ale kilka słów przetrwało: „Nie mogę wstać”, „Czekaj”, „Ranny”, „Słyszymy głosy”. Pismo zdawało się należeć do Juliana.

Jedno zdanie zmroziło cały zespół:

„Nie mogę się ruszyć. Muszę zostać…”

Skończyło się nagle.

„Julián był ranny” – powiedział cicho Morel. „A Clara… wciąż żyła”.

Ale nie było żadnych ciał.

Jeszcze bardziej niepokojące: ktoś liczył dni. Na ścianie widniały trzy powtarzające się pionowe rysy.

Co najmniej trzydzieści utworów.

Miesiąc odosobnienia.